SUKCES i MOTYWACJA ROZWÓJ FINANSE

Bij tam gdzie boli

autor: Mariusz Kapusta

Jeżeli dorastałeś w latach 80-tych XX wieku, jakkolwiek by to nie brzmiało, to na pewno przypominasz sobie filmy z Van Damme. Nie wspominam całego trendu filmów o Ninja, bo te mi nie pasują do postu ;). Wróćmy do wszelakich Karate Kid, Krwawych Sportów i innych tego typu. W prawie każdym z nich wygląda to tak, że w finałowym pojedynku bohater dostaje silny cios, po którym pękają żebra, dochodzi do kontuzji kolana, albo inne miejsce mocno boli. Jak łatwo się domyślić przeciwnik to zauważa i nie sportowo wali właśnie tam. I Ty powinieneś robić tak samo, jeżeli naprawdę cenisz sobie rozwój osobisty.

Oczywiście nie wobec skrzywdzonych losem tylko wobec siebie. Jestem fanem budowania na silnych stronach. I super. Wokół tego powinno się tworzyć swoją strategię sukcesu, bo to Cię kręci da Ci energię i pasję. Ale obchodzenie swoich słabszych stron i słabości się mści. A co więcej to właśnie tam kryje się spory potencjał wzrostu i odkrycie prawdy o sobie. Chociażby na początku była to akceptacja faktu, że jesteście w czymś po prostu ciency. I nie dajecie rady.

Naturalnie chcesz omijać miejsca, które bolą. Chcesz robić tylko to co lubisz, to w czym jesteś dobry. To trochę tak jakby chodzić na siłownię i ćwiczyć tylko przedramiona. Taki błąd popełnił chyba Popeye ;), może mało popularny w Polsce, ale jak zobaczycie to zrozumiecie o co mi chodzi. Niedawno rozmawiałem z bardzo mądrym coachem o strategiach sukcesu i strategiach porażki. Jeżeli przeanalizujesz sytuacje, w których osiągnąłeś sukces to zobaczysz, że robiłeś pewne rzeczy wg. konkretnego sposobu. Jeżeli przeanalizujesz porażki, to zobaczysz, że czegoś zabrakło, że coś zaniedbałeś. Ogólny schemat działania będzie podobny.

Jakiś czas temu doszedłem do wniosku, że albo dam sobie radę z moją największą słabością, czyli skłonnością do tycia, albo nie będę w stanie pchnąć moich projektów biznesowych do przodu. Mogłem to olać. Skupić się na mojej silnej stronie, czyli myśleniu, kombinowaniu i wymyślaniu nowych rzeczy, a zostawić moją słabą stronę w spokoju. Prawda jest taka, że to nie była słaba strona sama w sobie. Ja lubię ćwiczyć, męczyć się, aktywne działanie. Tak naprawdę ujawnił się mój brak dyscypliny. Mentalnego kontrolowania swoich zachowań, robieniu tego, co trzeba robić, a nie tego, na co akurat mam ochotę. Rozwój nie tylko osobisty polega na tym, żeby działać także wtedy, kiedy się nie chce.

Przez ostatnie pół roku udowodniłem sobie, że można ćwiczyć, dobrze się odżywiać, a jednocześnie podnieść jakość swojego życia, jakość pomysłów i otworzyć ciekawe opcje biznesowe. Widzę efekty systematycznej pracy. Pół roku! Zamierzam to zachować za wszelką cenę. Nauczyłem się, że jak się chce i człowiek się skoncentruje to da radę. Ale tak jak w poprzednim wpisie będzie się potykał o płotki. Uświadomiłem sobie, że kolejna moja słabość to rozsądne zarządzanie finansami. Wymagania, które teraz mam w tym temacie są dużo wyższe niż moja kompetencja. Sprowadzam sobie na głowę kryzysy zupełnie niepotrzebnie.

Uczucie, które mi towarzyszy, gdy o tym myślę? Najtrudniejsze to przyznanie, że w tej dziedzinie jestem słabszy niż myślałem :(. Nikt nie lubi przyznawać, że w czymś jest kiepski. To powstrzymuje nas często przed rozwojem. Boisz się, że dostaniesz „w żebra” i będzie bolało. Masz rację. Będzie.

Chcesz wygrać ze swoimi słabościami i wejść na poziom wyżej? Wal bez skrupułów tam gdzie boli! Tak naprawdę zazwyczaj ból jest mniejszy niż się wydaje. Nieważne, że to nie fair. Rozwój osobisty to wojna i jeżeli chcesz ją wygrać pozbądź się skrupułów.

----------------------------
źródło: proaktywnie.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń